Zanim zdążyłem dojechać, dostała mi się bura od "stałej czytelniczki" bloga:):)
Może poniekąd i miała rację, bo sen niewiele miał wspólnego z podróżą, ale że tak go przeżyłem, to postanowiłem się tym podzielić. Przyznam, że prawdziwe awaryjne ladowanie, które mielismy w Islandii nie poruszyło mnie aż tak jak to we śnie...
No nic to... Doleciliśmy do Warszawy bez przygód, na lotnisku czekał Pawła tata. Pożegnaliśmy się, bo przede mną była jeszcze podróż pociągiem do Gdyni.
Eh, uwielbiam wracać do Polski. Pewnie nie ja jedyny lubię wyjeżdżać, a jeszcze bardziej wracać. Ja jednak muszę mieć gdzie wracać i... do kogo...
Jadąc pociągiem, mijałem pola, lasy, łąki, jeszcze nie do końca przebudzone z zimowego snu. Na niektórych polach przebijały się już zielone kilkucentymetrowe wschodzące zboża, inne pola przygotowane pod sadzenie ziemniaków, a w lasach jeszcze resztki śniegu, ale czuć już zapach wiosny.
Zawsze gdy wracam, od nowa uzmysławiam sobie w jakim pięknym kraju przyszło mi żyć i wtedy przypomina mi się te kilka wersetów z Inwokacji Adama Mickiewicza, przy których to szlochał "Latarnik" na swojej wysepce:
"Tymczasem przenoś moją dusze utęsknioną
do tych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych
szeroko nad błękitnym Niemnem rozciągnionych,
do tych pól malowanych zbożem rozmaitem,
wyzłacanych pszenicą, posrebrzanych żytem..."
I tak dojechałem do Gdyni. Tu już czekała na mnie Ewcia z Tomkiem...
Jestem w domu:) Kiedyś, zawze gdy wracałem, to po przekroczeniu granicy z pierwszej budki telefonicznej dzwoniłem i miałem wtedy takie swoje powiedzenie podebrane z polskiego filmu: "J 23 znowu nadaje", to miała być taka krótka, radosna informacja, że już jestem blisko domu.
No to tak jak kiedyś:
J 23 znowu nadaje:):):)