Jechaliśmy w ciemnościach trzymając się drogi, która miała nas doprowadzić do High Way 40. Dobrze, że zatankowaliśmy wcześniej, bo przejechaliśmy z dwieście kilometrów i nie widzieliśmy stacji paliw. W zasadzie, to w ogóle nie mijaliśmy zabudowań, a jeśli to bardzo rzadko. Na nocleg dojechaliśmy do Winslow przy drodze 40. Znaleźliśmy tu całkiem przytulny hotel. Już w recepcji zrobiło się miło, gdy od rozpalonego kominka biło przyjemne ciepło. Pierwsze miejsce, którego tu szukałem, to była łazienka. Mój układ trawienny przeżywał jakiś szok.
Nasz pokój był na piętrze. Warunki rewelacyjne. Wszystko czego potrzeba nawet więcej…:)
Łazienka, szorowanie się… Ale co to??? Teraz zobaczyłem jak się spiekłem na przejażdżce konnej. Sądzę, że ci Indianie, których spotkaliśmy, powinni popatrzeć na mnie jak ma wyglądać czerwonoskóry!!! No po prostu czerwień meksykańska. Szkoda, że jak zdjąłem koszulkę na ramiączkach, to wyglądałem jakbym nadal miał koszulkę, tylko białą.
Oczywiście pierwszą czynnością, było instalowanie sieci hotelowego Internetu. W końcu trzeba nadrobić zaległości, wrzucić opisy i zdjęcia. Internet wybitnie wolny, nie pozwolił mi na wrzucenie za wielu zdjęć. Skupiłem się na tekstach spisanych w pośpiechu i zasnąłem.