Canyon de Chelly - hmm...

Czas było opuszczać westernową krainę w Stanie Utah. Wyjeżdżaliśmy z Monument Valley naprawdę usatysfakcjonowani. Widoki nas poruszyły, Indianie wzbudzili szczerą sympatię (poza Indianką) i poczuliśmy smak przygody w wydaniu rodem z dzikiego zachodu. Żegnały nas oddalające się ostatnie monumentalne skały w rezerwacie Navajo. Teraz? Teraz kierunek Canyon de Chelly – Stan Arizona… To dalej tereny, tego samego, potężnego rezerwatu, ciągnącego się na kilkaset kilometrów i na kilka stanów. Obrazy za oknem samochodu ciągle się zmieniały, napotykaliśmy czasem wioski i małe miasteczka, cały czas towarzyszyły nam rzadko porozrzucane góry z ceglanego piaskowca. Gdy wreszcie dojechaliśmy do Chelly, okazało się, ze park jest zamknięty a my dopiero teraz poczuliśmy się bardzo głodni. Wpadliśmy do restauracji, gdzie na wejściu powiedziano nam, że jest tu również łącze do internetu. No tak, było…
Jednak, gdy chciałem się połączyć, komputer prosił o hasło. Hmm… Poszedłem by poprosić o podanie hasła, a panie mi mówią, że internet jest tylko dla gości przyległego do restauracji motelu. Grrrrrr… Nic nie pomogły prośby, ani informacja że chcę zapłacić… Dziewczyny z restauracji dzwoniły gdzieś tam by im podali hasło, ale im się nie udało. Usłyszałem tylko: „Sorry”. No dobra! Na ich szczęście, chociaż smacznie tu zjedliśmy… I w drogę, by przed snem nadrobić jeszcze mil…

Komentarze (2)