Za chwilę dzwoni budzik Agaty. Nie, to nie za chwilę... To już rano. Myślę sobie a cóż to…? Mieliśmy wstać przed szóstą i zazwyczaj mój organizm (mimo, że późno się kładłem), budził mnie tuż przed budzikami…
Oni zajęli łazienką, ja dopisałem trochę relacji… Ubraliśmy się i na śniadanie. Podawali od szóstej… Jakież było nasze zdziwienie, gdy zeszliśmy na dół a śniadanie dopiero było przygotowywane. Zdziwiony był również ciemnoskóry pan, który krzątał się po kuchni.
Za chwilę wszystko było jasne… Przejechaliśmy strefę czasową i tego nie zauważyliśmy i na śniadaniu zjawiliśmy się po piątej zamiast po szóstej…
No to już nie pierwszy raz mamy zamieszanko z godzinami. Najpierw była zmiana czasu – w USA dzień wcześniej niż w Europie. Dowiedzieliśmy się o tym przez przypadek od koleżanki z Nowego Jorku. Potem przejeżdżaliśmy przez strefę czasową i gdzieś nam się jedna godzina nie zgadzała… Wariowały wszystkie nasze zegarki i komórki, poza jedną – tą którą kupiłem sobie z amerykańskim numerem sieci AT&T. Ale wtedy jeszcze nie traktowaliśmy jej poważnie, za to teraz zdobyła szacuneczek…