I stało się… A co się stało??? Ano właśnie!
Jechaliśmy gładziutką drogą w stronę Monument Valley. Z prawej strony, zobaczyliśmy na poboczu samochód policyjny, błyskający niebieskimi światłami. Policjant akurat kontrolował jakiś samochód terenowy. Zwolniliśmy. Przejeżdżając woniej, przeczytałem napis na aucie: High Way Patrol. To też jest ciekawostka, bo drogi prowadzą przez straszne pustkowia i nagle nie wiadomo skąd pojawia się daleko w tle niebieskie światełko i zbliża się w szybkim tempie. Wykroczenia są surowo karane. My jedziemy na razie dosyć przepisowo. :)
Jedziemy, już sporo oddaliliśmy się od naszego ostatniego noclegu, aż coś się przypomniało Agacie i zapytała:
- Paweł! Wziąłeś nasze Jaśki?
- Ja nie brałem… - Po chwili przerwy, spojrzał w oczy Agaty w tylnim lusterku i dodał uśmiechając się – Ty wzięłaś.
- Ja naprawdę nie brałam – odparła Agata, ale zaczęła przeglądać swoje przepastne walizy, po czym odwróciła się i mówi: - Nie ma.
- Hahahahaha - zacząłem się strasznie głośno śmiać i wtrąciłem – No nie mówcie mi, że gdy w hotelach wrzucają nam na łóżka po kilka poduszek, to wy jeszcze bierzecie swoje Jaśki?
- No ale one są wyjątkowe – odpowiedziała Agata.
Tak, mówili mi o tych nieszczęsnych Jaśkach, że biorą je wszędzie, bo bez nich nie mogą się wyspać… Nagle zachciało mi się tak strasznie śmiać, ta cała sytuacja wydała mi się niesamowicie zabawna, ale… Choć oczy mi aż łzawiły, dostawałem wewnętrznych konwulsji, to jak zobaczyłem zafrasowanie na ich twarzach, zagryzłem wargę do krwi, by nie buchnąć znowu śmiechem…
- Ku...a! Ja pie...lę! I co teraz? – Krzyknął Paweł – I na czym teraz będziemy spali?
- Bo zamiast się wziąć za pakowanie, to ty pisałaś maile?! – dorzucił wkurzony.
- Oj Paweł! A ty zamiast się pakować to leżałeś koło mnie i się gapiłeś.
- Pani ma nasz adres, to może nam je odeśle – dodała po chwili.
- Tak, to już w ogóle byłyby najdroższe Jaśki – odpowiedział z przekąsem Paweł.
- No dobrze… Jakoś damy radę… zakończyła smutno Agata.
Za późno już było, żeby zawracać. Jechaliśmy przez jakiś czas w ciszy. Ja pisałem, a oni powoli dochodzili do siebie…
Po chwili zaczęliśmy sobie żartować z tego faktu, a gdy przeczytałem im, jak dosłownie całą tą sytuację zapisałem, to łzy nam od śmiechu płynęły prawie po plecach…