Wylecieliśmy z Paryża. Lot rozpoczął się spokojnie. Drobny poczęstunek, potem obiad - całkiem smaczny. Agata zamówiła sobie wino, wypiła maleńką butelczynkę, ale oczy jej się świeciły jak po wielkiej butli. Mieliśmy z Pawłem ubaw, gdy się tłumaczyła, że to dlatego, że mało dzisiaj jadła:):):) Na drugą się już nie skusiła:)
I tak minęły dwie godziny, aż tu nagle komunikat, że musimy wylądować na Islandii z powodu złego stanu zdrowia jednego z pasażerów.
Samolot zaczął schodzić do lądowania. Okazało się, że to ciemnoskóra pani siedząca niedaleko nas, była powodem lądowania. Podobno nie miała jakiegoś ważnego leku, bez którego w ciągu kilku godzin mogłaby umrzeć.
Oznajmiono nam, że przerwa będzie trwała około godziny, gdyż panią wzięto prosto z pokładu samolotu do szpitala i czekamy na dalsdzą decyzję...
..................................
Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. I tak było tym razem... Choroba pani chyba okazała się wybawieniem dla nas wszystkich...
..................................
Czekaliśmy, czekaliśmy, a pani ze szpitala nie wracała. Natomiast na postoju okazało się, że nasz samolot jest uszkodzony i bez naprawy nie będzie w stanie przelecieć przez
Atlantyk. No i znowu czekamy... Tym razem na decyzję co dalej z lotem?
Następna informacja: Firma poszukuje mechanika w Reykjaviku, jeśli nie znajdą, będzie musiał przylecieć z Paryża, a to może potrwać. Starszy pan - Francuz - siedzący koło nas, prorokuje, że będziemy nocowali na wyspie. Hmm...
Minęły trzy godziny, czekamy już czwartą... Wreszcie zaczęło się coś dziać. Załoga samolotu kręciła się to tu to tam, między nimi pojawili się panowie w roboczych kombinezonach...
Po ponad czterech godzinach czekania, komunikat: Startujemy!
Hmm... Tylko czemu oni znowu instruuja nas jak zakładać kamizelki ratunkowe i radzić sobie z tlenem?
Powoli wzbiliśmy się w powietrze. Lecimy!
Gdy byliśmy w powietrzu okazało się, że nie działają nasze wszystkie monitorki w zagłówkach i trzeba zresetować system, a po 20 minutach może być już ok.
Czekamy. W monitorkach raz szum raz ciemność... No ale lecimy:)