Tak, w zeszłym roku byłem w Petrze w Jordanii i nie wiedziałem wtedy, że w Gruzji również spotkam pozostałości po mieście – twierdzy o tej samej nazwie. Jadąc z Batumi w stronę Kobuletti jest taki moment, gdy droga zamienia się w uroczą serpentynę. Wije się na zboczach pagórków opadając w dół. Niemal przy ostatnich „zawijasach” z lewej strony jest napis: PETRA
Zatrzymujemy się w na niewielkim placyku przed otwartą bramą. Na tablicy przed wejściem jest informacja, że forteca powstała w latach 527-565 za czasów bizantyjskiego imperatora Justyniana I. Jej budowa trwała niemal czterdzieści lat. Twierdza usytuowana na skarpie wysuniętej w morze miała bardzo duże znaczenie strategiczne.
- Miasto Petra było jeszcze z kilometr wysunięte o tam – mówi Jura, pokazując przed siebie – tylko morze zabrało…
Niewiele zostało z murów, ale to przecież 1500 lat. Patrząc ze skarpy w dół, widzę sporo głazów porozrzucanych w morzu, co świadczyłoby za tym co mówi Jura. Obchodzimy ruiny, robimy sobie razem zdjęcia, podziwiam widoki. W najwyższym punkcie stoi teraz miejscami już przyrdzewiały krzyż. Robię Jurze przy nim zdjęcia.
Czas się zbierać do Batumi na marszrutkę.
Marszrutka już stoi, płacę 10 Gel za dojazd do Kutaisi. Mamy odjechać z piętnaście minut jednak odjeżdżamy za czterdzieści. To tu normalne…