Mam to w dupie! (przepraszam, ale tak było)
Wagon był niesamowicie zapełniony. Szybko pościeliłem sobie łóżko i po chwili zapadałem w sen. Zimno odeszło a na jego miejsce pojawiał się gorąc. Kurczę jak oni potrafią zagotować w tych wagonach… Byłem jednak tak strasznie zmęczony, że nie mogłem się obudzić a powoli zaczynało brakować tlenu w tym czymś gorącym co wdychałem śpiąc.
Nagle zapaliły się światła, ktoś mnie budzi. Kontrola graniczna! Próbuję wstać, a czuję jak przelewa się moje ciało i oddycham jak ryba wyciągnięta z wody. Znalazłem tyle siły by podać z kurtki paszport, a gdy wyszli, zwlekłem się z łóżka i powłóczyłem w kierunku łazienki, by tam może znaleźć odrobine chłodu, bo przecież okien nie dało się otworzyć. Idę a tu woła prowadnik:
- Granica! Nie można do łazienki!
- Tu nie ma jak oddychać – odpowiedziałem i zacząłem otwierać okno naprzeciw jego kanciapy.
- Okna tez nie wolno otwierać! – krzyknął – Otwieraj u siebie.
Kurczę! Co jest? Jakie okno u mnie? Zamknąłem okno i poszedłem kilka kroków dalej by zobaczyć to okno. Głośno zapytałem gdzie jest tu okno, które można otworzyć? Tu spał jego pomocnik i mówi otwierając oczy:
- Tu żadnego okna nie można otworzyć.
O nie! Naprawdę się źle czułem i interesowało mnie teraz tylko to by zaczerpnąć świeżego powietrza. Podniosło mi się „ciśnienie” i w tej niemocy dostałem ostatni zastrzyk siły. Zdecydowanym krokiem wróciłem pod otwartą kabinę prowadnika. Chwyciłem mocno za klamki okna i z hukiem je otworzyłem:
- MAM TO W DUPIE! – powiedziałem głośno po Polsku. (Bo dotychczas rozmowa była po rosyjsku)
Nie sadzę by mnie zrozumiał, ale ton musiał mówić za słowa. Prowadnik ani drgnął, ani się odezwał, a ja łapczywie wciągałem zimne, rześkie powietrze…
Tbilisi - prawie jak w domu
Pociąg wolno wtoczył się do Tbilisi. Wyszedłem z moim plecaczkiem na peron, rozejrzałem się na wszystkie strony i powiedziałem do siebie:
- Boże jak dobrze… No to już prawie jak w domu…
Przybrudzony dworzec, paskudne schody do metra, na zewnątrz mżawka, a czułem się tak dobrze. Oj, oj! Gruzja staje się mi coraz bardziej bliska...
Metrem dojechałem do stacji Didube, by tu z kolei złapać marszrutkę do Batumi. Tam przecież czeka na mnie Jura.