Stolica Armenii – Erewań – wygląda naprawdę przyzwoicie, czego nie można powiedzieć po opuszczeniu granic miasta. Tankujemy gaz do auta – wszyscy muszą wysiąść. Tu łapię słabiutki sygnał WiFi i do tego bez hasła. Dzwonię do Ewy, bo miała ważną sprawę. Strasznie przerwa, ale udaje się dogadać. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że to będzie moja ostatnia możliwość kontaktu z Armenii…
Nasz kierowca nie może mówić, ma problem z krtanią, to utrudnia nam komunikację. Gdy mamy nie możemy zrozumieć niektórych słów, to pisze nam na telefonie. Jedziemy. W aucie obok kierowcy jedzie Ormianin a z tyłu dwie spore Ormianki nie zostawiają mi za wiele miejsca. Jadę z niemal przyklejonym nosem do szyby i obserwuję widoki za oknem. W radiu kierowcy leci sentymentalny przebój: „Dusza balit i sierce placze” (boli dusza i serce płacze). Przygnębiające zrujnowane pokomunistyczne domy, rozsypane budynki po jakiś fabryczkach, gdzie wiszą jeszcze niektóre litery, resztki starych maszyn… Zrobiło się jakoś szaro i mnie zaczyna balieć dusza i serce nacinajet płakać… (dołączyłem w multimediach tą piosenkę znalezioną w necie)
Przejazd przez góry był całkiem przyjemny, tylko że po drodze zrobiła się zima. Dojeżdżamy do Gyumri, tu też zima. Na poboczach śniegi na drogach i placach błoto… Idę przez tą mieścinę pustoszejącą z każda minutą i myślę: „No i co ci do głowy strzeliło by tu przyjeżdżać”. Z drugiej jednak strony, przecież nie da się jechać przez świat w różowych okularach i udawać, że wszystko jest piękne i dobre… Może dzięki temu będę miał nieco uczciwsze spojrzenie na Armenię. Cóż tu mówić o spojrzeniu, po tak krótkiej wizycie. Może nazwać to pierwszym wrażeniem… (Jeszcze tu wrócę – wiem to!)
W 1988 roku Armenię nawiedziło trzęsienie ziemi a najbardziej to odczuło miasto Gyumri. Zniszczona została spora część miasta. Wtedy też była zima, strasznie ciężko było przyjść ludziom z pomocą uwiezionym pod gruzami. W całej Armenii zginęło wtedy około 25 tysięcy ludzi… Do dzisiaj miasto jeszcze się po tym nie podniosło. Przechodzę koło kościoła Św. Zbawiciela, który również ucierpiał wówczas i do dziś jest w remoncie…
Miasto nazywało się za cara Aleksandropolem, za ZSRR Leninakanem aż wreszcie nadano mu nazwę Gyumri. Po ZSRR zostało tu jeszcze sporo, to taki trochę powrót w czasie…