Po kontroli granicznej miałem jeszcze na pogaduszki, ale przekluczyłem drzwi i na chwilę się położyłem, chciałem trochę odpocząć i...
I zasnąłem tak kamiennym snem, ze obudziło mnie jakieś poważne szarpnięcie pociągu. Wszystkie światła pogaszone. Spojrzałem na zegarek była trzecia w nocy. Nawet chciałem wstać by podłączyć do ładowania sprzęty, ale nie miałem sił. Pomyślałem: Jeszcze chwilkę i potem już wstaję. Znowu zapadłem w głęboki sen.
We śnie rozmawiałem z Turkami, Ormianami, Azerami, Gruzinami... Przewinęło się mnóstwo różnych obrazów.
Następna pobudka. Zapaliły się światła, ktoś puka do drzwi. Otwieram półprzytomny, a tu prowadnik informuje mnie, ze już Erewań za chwilę...
Jakiś koszmar, czy co? Tak mocno spać - to skandal. Nie zdążyłem naładować ani laptopa ani telefony, moja nagrywarka tez ledwo zipie. Dowlokłem się do łazienki. Ciało potraktowane zimną wodą szybko wracało do przytomności. Nim zdążyłem popakować moje rzeczy pociąg stał już na stacji.
Na ciemnym jeszcze peronie zaczepiali mnie taksówkarze, pytając dokąd zawieźć. Mówiłem, że nie wiem dokąd i chcę na razie odetchnąć świeżym powietrzem. Wyszedłem przed dworzec. Tu spory plac, po lewej jakiś bazarek. Znowu zagaduje mnie taksówkarz:
- Gdzie zawieźć? Do hotelu, hostelu???
- Nie, nigdzie mnie nie wieźć - odpowiedziałem - chcę spokojnie przejść się przez miasto.
{teraz kawałek dialogu napiszę ja to wyglądało w oryginale, bo było dość śmiesznie}
- No kakże tak (no jak to) - zapytał partząc na mnie zdziwiony - takda kuda ty chocież jechać? (w takim razie gdzie chcesz jechać)
- No, nikuda nie chaciu jechać - odpowiedziałem nieco rozbawiony - ja chaciu pojti pieszkom, pasmotric kak sołnyszko roditsa w waszym goradzie, kak waszi ludiej żywut, kak, rostiat waszyje dieriewa... (ja chcę pójść piechotą, popatrzeć jak słoneczko rodzi się w waszym mieescie, jak żyją ludzie, jak rosną wasze drzewa...)
Patrzał na mnie jak na idiotę i na sto procent tak o mnie myślał. Ja poszedłem rozbawiony jego miną w kierunku małego bazarku i długo jeszcze czułem na sobie jego wzrok. No może nawet mu się nie dziwiłem, bo nie dość że przyjechał do ich stolicy gość wyglądający na kowboja, to jeszcze mówi, że chce patrzeć jak rosną ich drzewa... To na pewno debil jakiś. :):):)
Bazerek przywitał mnie po pierwsze zapachem świeżych warzyw, dość intensywnie wyróżniała się kolendra za którą do niedawna nie przepadałem, a ostatnio zaczynam ją tolerować. Po drugie czułem wpatrzone we mnie, zdziwione oczy handlarzy...
Ryneczek dopiero się budził do życia. Część straganów była już otwarta inni przyjeżdżali samochodami z towarem załadowanym na dachy.
Ja wiedziałem gdzie chcę pójść. Koniecznie na najwyższy punkt Erewania, by zobaczyć jak to miasto muskają pierwsze poranne promienia słońca. A więc kierunek ulica "Monument", tam stoi wielki pomnik górujący nad miastem.