Piotr pojechał marszrutką do Kutaisi a ja wróciłem do Gori. Bardzo mnie intrygowała Twierdza Goristsihe (twierdza na górze) z wzgórzu w centrum miasta. Początki twierdzy datuje się na II-III wiek p.n.e.
Wszedłem na górę po kamiennej drodze i dostałem się do środka po schodach we wnęce murów.
Kiedyś była podobno twierdzą nie do zdobycia. Z twierdzy zostały tylko w nienajgorszym stanie mury, ale piękny widok na całe Gori warty jest tego wspinania się...:)
Powoli schodziłem z góry, przebijałem się przez boczne uliczki aż dotarłem do dworca marszrutek. Moja - do Tbilisi już stała. Zapłaciłem 3 Gel i z biletem w ręku wsiadłem na ostatnie siedzenie. Jak zwykle czekaliśmy aż busik się zapełni. Nie trwało to długo. Po drodze chwilami przysypiałem. W Tbilisi Didube przesiadka do metro, potem 3 stacje do Placu Wolności. Stąd powoli schodziłem w dół na Stare Miasto. Jakieś kiełbaski i chleb na kolację i do ostatniego wynajmowanego pokoju. A tu znowu niespodzianka - zajęty. No ale po sąsiedzku z kolei był wolny...
Zadzwonił Piotr na Skype. Od razu przez kamerkę było widać, ze jest na lotnisku. Zadowolony, ze dotarł na czas, a nawet miał ponad godzinę do odlotu. Idę spać - rano się okażę czy dostanę wizę.