Napisałem wcześniej, że Beatka bez żadnych wątpliwości zdecydowała się na taki wyjazd w ciemno… Nie do końca. Dzisiaj jej powiedziałem, że przylatujemy do Kutaisi o 21.30 i wydaje się być troszkę przestraszona. Ja jestem jakoś zupełnie spokojny i podekscytowany oczekuję wylotu.
Na lotnisko zawozi nas Iwona. Po drodze zatrzymujemy się w jakimś biurze 24 godziny na dobę otwartym, by wydrukować karty pokładowe. Mamy jeszcze ponad godzinę do odlotu. Okazuje się, że wcale nie jest to tak dużo czasu. Przejście przez bramki - jak zwykle w skarpetkach, trzymając spodnie w ręku. Potem już do wyjścia, autobusik na płycie lotniska i siedzimy w samolocie.
Beata walczy ze sobą, jednak drży i pojawiają się łzy. Kupuję jej drinka. Pomaga. Teraz nawet jak zaczyna trochę trząść samolotem to ona spokojnie śpi…
Lecimy, przeglądam mapę, rozmawiam z sąsiadami w samolocie. Przed nami siedzi Andrzej – leci do Gruzji na dwa tygodnie. Przez pierwsze dwa dni chce zostać w Kutaisi a potem udaje się w kierunku gór. Siedzący obok niego Gruzin radzi mu żeby złożyć się z kimś na taksówkę z lotniska do miasta. Mówię mu, że najpierw chcę sprawdzić marszrutki.
Za nami siedzi dwóch Gruzinów, rozmawiają w swoim języku – kompletnie niezrozumiałym dla mnie. Gdy schodzimy do lądowania, turbulencje są ta duże, ze nie pomogły by jej żadne drinki świata w tej chwili. Samolocikiem rzuca we wszystkich kierunkach
Jedna ze stewardes wydaje mi się znajoma. Tak, po chwili jestem pewien. To Alicja – studiowaliśmy przez chwilę razem na WWSH. Zaproponowała nam kawę, porozmawialiśmy chwilkę, po czym wróciła do swoich obowiązków…
Porozmawiałem jeszcze z Gruzinami siedzącymi za nami. Jeden z nich całkiem nieźle mówił po polsku. Byli z Tbilisi. Już nam się rodziła myśl by tam pojechać jutro. Oni radzili nam byśmy raczej pojechali pociągiem bo marszrutki niezbyt pewne przy takiej pogodzie… No tak, ale czytałem, że te drugie są znacznie szybsze. Zobaczymy jutro.
Przy lądowaniu niesamowite turbulencje. Beaty drink przestał działać, z resztą nie wiem ile ich musiałoby być by w tej sytuacji ją uspokoić (chyba, że do nieprzytomności).
No nie ma żartów, trzepie jak oszalałe, raz w prawo, raz w lewo, a raz się zapada. W końcu lądujemy szczęśliwie. W głośnikach głos stewardessy:
- Dziękujemy państwu za wspólny lot… Mam nadzieję, że dostarczyliśmy państwu wielu atrakcji podczas lotu…
Ha, ha, to ci dopiero dowcipna dziewczyna.