Poranek w Akabie. Troszkę pospaliśmy dzisiaj. Śniadanie, rozliczenie z Coriną i do auta. Kaled zgodził się nas zawieźć z tego pustkowia na granicę za 15 dinarów. Po drodze zatrzymywał się byśmy zrobili zdjęcia.
Rozmawiamy z nim o powtórnym przyjeździe do Jordani. On daje namiary do siebie, chce koniecznie nam przygotować różne ciekawe miejsca do zobaczenia. Chce zabrać nas do siebie do rodziny. Ano zobaczymy co za pomysły prześle mi na maila.
Na granicy się żegnamy.
Jordańczycy "kroją" nas po 10 dinarów od osoby i serdecznie żegnają. Gdy maszerujemy w kierunku izraelskiej granicy, dogania nas jakiś Anglik. Przez ten krótki odcinek wymieniamy uprzejmości i dowiadujemy się że teraz mieszka w Akabie i tam pracuje jako instruktor nurkowania, a w ogóle jest z Menchesteru. Pyta nas czy bierzemy taxi do Eilatu, bo moglibyśmy razem...
Pogaduszki przerywa nam spotkanie z izraelskimi żołnierzami. Przegląd paszportów. Anglik jest znacznie dokładniej przepytywany niż my, potem przy prześwietlaniu bagaży zostaje a my wychodzimy. Czekamy na niego przy taksówce, ale nie wychodzi. Dłużej już nie możemy czekać - jedziemy.
Kupujemy bilet. Do odjazdu autobusu firmy Egged mamy jeszcze godzinÄ™. PiszÄ™ tekst na blog.
W autobusie jedzie z nami Polak. Wraca na święta. Podróżował po Izraelu z dwójką przyjaciół, zabawę w Izraelu zepsuły im spore opady śniegu, więc przenieśli się do Jordanii. Tam skręcił sobie nogę i teraz wraca z unieruchomioną kostką. Zastanawia się czy ubezpieczalnia zwróci mu koszty leczenia, które na szczęście nie były aż tak wielkie.
Czas nam mija głównie na rozmowach o podróżach. W Tel Avivie rozstajemy się. On ma jeszcze czas do odlotu samolotu, a my jedziemy od razu na lotnisko. Musimy wyjaśnić sprawę z wypożyczalnią. Samochód moglibyśmy już dostać, ale teraz nam się nie opłaca. Kasujemy umowę, ale wcześniej pobrane pieniądze stracimy.
Po załatwieniu spraw na lotnisku jest późna godzina. Musimy się dostać do Jerozolimy, gdzie mamy już zabukowany hotel.