Jest już późno.
Na wszelki wypadek dzwonię do hotelu, że jesteśmy na lotnisku i będziemy późno.
Najszybciej, choć drożej jest pojechać marszrutką. Z tego miejsca chyba nie mamy większego wyboru. Jest marszrutka za 64 szekle od osoby i taxi za 250-300. Najtaniej byłoby autobusem Egged z miasta (16 szekli).
Jedziemy marszrutką. Bus przebija się przez ciemności i w końcu dowozi nas do Jerozolimy. Zostawia nas jednak na rondzie. Nasz hotel jest na części palestyńskiej i on tam już nie pojedzie.
O tej porze marzymy już o łóżku, więc żeby było szybciej korzystamy z palestyńskiej taksówki.
Taksówkarz dopytuje się co robimy jutro - koniecznie chciałby na powozić. Mówię:
- Nie, dziękuję, chcemy pochodzić
To on zaczyna wymieniać miejsca gdzie mógłby nas zawieźć.
- Nie, dziękuję, chcemy jutro spokojnie i wolno pozwiedzać.
- Ok, nie ma problemu, to ja was wolno powożę. - nagabuje niezmordowany
Hahaha, no i weź tu gada dupa z panem. Wolno nas powozi! Ubawiło mnie to, fakt, ale na dłuższą metę to staje się bardzo męczące. Strasznie namolni ci taksówkarze, na siłę chcą ci udowodnić, że są niezbędni i że bez nich nie dasz rady. Ten na koniec powiedział mi, że zwiezie nas do Betlejem.
- Za ile? - zapytałem
- 150 szekli, to dobra cena - odpowiedział
Aha, jasne. Od razu chciał się umawiać na godzinę. Uczepił się jak rzep.
Wreszcie hotel.