Znaleźć hotel w Mieście Aniołów, w zasadzie nie powinno być trudno, bo są tu ich tysiące, i nie ma jeszcze sezonu, ale... No właśnie jest jakieś ale. Założyliśmy, że zmieścimy się w jakiejś sumie, chcieliśmy godziwe warunki i najlepiej internet i śniadanie, by nie błąkać się rano po mieście w poszukiwaniu czegoś do zjedzenia. Wspieraliśmy się gazetką reklamową, którą zgarnąłem w sklepie i adresami z nawigacji, no i podpieraliśmy się doświadczeniem jakie zdobyliśmy wcześniej korzystając z kilku sieci hoteli. Do niektóych podjechaliśmy, do kilku dzwoniliśmy, ale często, gdy była przyzwoita cena, to nie było pokoju z dwoma łóżkami, albo znowu ceny były zdecydowanie za wysokie. W dużych miastach jest taki problem, że cena za weekend potrafi być podwajana. Wszystko zależy od hotelu, Niektóre na takich warunkach liczą tylko noc z soboty na niedzielę, inne wszystkie trzy noce. My akurat trafiliśmy na takie trzy noce weekendowe. W końcu były to już były nasze ostatnie trzy noce...
................................................................................................................................
Wjech liśmy na stację paliw by zatankować. Ustawiliśmy się za busem, któego właściciel, akurat czyścił przed wyjazdem szyby. Chyba słusznie, przypuszczaliśmy, że już zatankował i tylko mała kosmetyka dzieli go od wyjazdu ze stacji.
Czekamy, czekamy... Pan nie wyjeżdża. W końcu zaczęliśmy pana baczniej obserwować. Mała stacyjka zapełniła się samochodami, a pan dalej czyści szyby... Już skończył przednie, teraz "jedzie" boczne. Nie!!! Uwziął się i czyści cały samochód dookoła. Ale jak to robi!?! O zgrozo!
Muszę dodać, ze pan to w podeszłym wieku Japończyk, który płynnymi ruchami góra-dół, powoli przesuwał się wzdłuż samochodu. Cały świat wokół dla niego nie istniał...
- Ty, zobacz co on robi... - powiedział Paweł.
Ale ja już patrzyłem i ten jego spokój, kontra nasz pośpiech bo późno, bo nie zdążymy, bo zaraz ciemno... Rozwalał mnie.
- Kuźwa, zrobił sobie trening Tai Chi - odrzekłem wściekły.
A pan, maksymalnie skoncentrowany, nie zwracał na nas, ani na nikogo innego uwagi. Jego najważniejsze zadanie teraz było wyczyścić szyby. W pewnym momencie zwolniło się jedno miejsce, więc wcisnęliśmy się na nie wjezdżając tyłem. Tankujemy i obserwumy Japończyka.
A on, jak skończył mycie dokoła samochódu z precyzją godną zegrmistrza, wyjął zawiniątko papieru toaletowego, albo czegoś podobnego i zaczął polerować hektary szyb swojego busa...
My odjeżdżaliśmy a pedantyczny pan jeszcze pucował szybki...
................................................................................................................................
Spr awdziliśmy następne hotele. Sieć Super 8 zdawała się być ok. Wcześniej korzystaliśmy z ich usług, było tanio i naprawdę dobrze, ale nie tym razem. Bo tu ceny były już znacznie wyższe. Wprawdzie znaleźliśmy telefonicznie jeden z ich sieci w dobrej cenia, ale niemal na drugim końcu miasta, a w tym wypadku to znaczyło około 50 km. Szukaliśmy dalej. Po adresie znajdowaliśmy jeden, a wokół znajdowały się następne. I takim to sposobem trafiliśmy do hotelu Hollywood Inn. Blisko do Hollywood i cena rozsądna. Kosztowało nas to po 90 dolarów od głowy, ale już razem za trzy noce. Warunki super, internet działał bez zarzutu. A śniadanie? Też ma być, ale to zobaczymy rano...
Jutro przygoda w Uniwersal Studio!