Great Canyon by water…
Wysiedliśmy z helikoptera i skierowaliśmy się w dół, by dostać się do rzeki, okazało się, że to jeszcze chwilkę trzeba schodzić, najpierw po występach skalnych, potem pochyłym zboczem i w końcu drewnianymi schodami do małej przystani. Tu czekała na nas łódź motorowa, cała do naszej dyspozycji wraz z czerwonoskórym „kapitanem”. Kapitan, sternik i przewodnik w jednej osobie, zaprosił nas do środka, przedstawił się i oświadczył, ze jest gotów na odpowiedzi na nasze ewentualne pytania. Skierował łódź w górę rzeki, minęliśmy po jakimś czasie jeszcze inną prowizoryczną przystań i kilka wracających rzeką łodzi z turystami. Nasz przewodnik powiedział nam, że głębokość kanionu to 4000 stóp (1200m). Z poziomu wody wcale nie chciało mi się w to wierzyć. Pamiętam taką samą sytuację z Meksyku. Tym razem powoli zaczynam się przekonywać, że z wody może to wyglądać na mniej… Z jakiś czas nasza łódź zawróciła, a nasz „kapitan” wyłączył silniki. Teraz płynęliśmy z nurtem z delikatną korekcją kierunku. Nasz przewodnik, zaczerpnął wiadrem, wyglądającej na błotnistą, wody z rzeki Colorado. Podszedł do nas i powiedział, byśmy zanurzyli w niej ręce na szczęście. No i zanurzyliśmy. Woda w wiaderku miała kolor kawy z mlekiem i w dotyku była lekko śliska. A łódź dalej dryfowała z prądem rzeki. W między czasie dowiedzieliśmy się, że kanion ma długość około 400 km i że są organizowane rzeką raftingi i na całej długości, taki spływ trwa trzy tygodnie. Gdyby jednak zdecydować się na przepłynięcie pontonem z silnikiem, trwałoby to około sześciu dni…
Rozmawiając z przewodnikiem, robiąc zdjęcia, nie zauważyliśmy jak szybko byliśmy z powrotem przy naszej przystani. Pożegnaliśmy się i ruszyliśmy w górę do helikoptera, który niebawem miał po nas przylecieć…
Zdjęcia niebawem