Gdy wyszliśmy ze statku, postanowiliśmy zrobić jakieś zakupy, pokręciliśmy się w okolicy nabrzeża, gdzie nie brakuje sklepów. Sporo się tu działo, bo przy ulicach co chwilę mijaliśmy ludzi pracujących. Handlarzy różnościami, bary, sklepy i...
I grajków ulicznych, mimów, żebrzących, tańczących i poprzebieranych za różnych cudaków z którymi można było sobie za dolara zrobić zdjęcie...
Następnie udaliśmy się w poszukiwaniu zabytkowych tramwai. I doszliśmy do placu, gdzie jest coś w rodzaju zajezdni...
Zajezdnia, to słowo może ciut za wielkie jak na to co można w tym miejscu zobaczyć.
Jest tu linia dojeżdżająca i odjeżdżająca, ale najzabawniejsze jest jak taki tramwaj zawraca. Podjeżdża na zwrotnicę w kształcie koła z tramwaju wyskakuje dwóch gości - jeden z przodu, drugi z tyłu - i zaczynają tramwaj obracać razem z szynami na kole. Gdy zapadka w jezdni zablokuje się, można jechać w drugą stronę.
Te tramwaje, to nie tylko stareńki wygląd, to przede wszystkim ciekawe, stare rozwiązanie techniczne. Na próżno by szukać silnika w tym sprzęcie. Ani spalinowy, ani elektryczny... Wcale nie ma silnika, więc co?
Otóż w jezdni, oprócz szyn, pośrodku jest niewidoczna stalowa lina. Ten system lin jest pod powierzchnią jezdni cały czas w ruchu. Natomiast kierowca takiego tramwaja ma do dyspozycji dwie dźwignie. Jedna to hamulec, drugą łączy się z liną pod powierzchnią jezdni i ta włąśnie lina ciągnie wagonik. Nieprawdopodobne, że taka lina jest w stanie uciągnąć tak ciężki wagon z ludźmi kilometrami i to często pod bardzo strome wzgórza.
Średnia prędkość to 15 kilometrów na godzinę.
Jeśli taki wagonik pędzi z góry, czasem się odnosi wrażenie, że może nie wyhamować...
Na przejażdżkę takim tramwajem trzeba wysupłać z sakiewki 5$, za to miejscowi chyba jeżdżą na innych zasadach, bo wskakiwali i wyskakiwali co kawałek i nikt nie pytał ich o bilety...
Dotarliśmy do hotelu, chwila odpoczynku i znowu do miasta, tym razem na kolację.
Robiło się już ciemno i wtedy to miasto zaczęło tak naprawdę ożywać. Na ulicach centrum było coraz więcej ludzi, w sklepach buzowało życie, w barach i knajpkach też. Tu należałoby dodać, że spora część barów i knajpek jest czynna 24 godziny na dobę. Więc jak ktoś zgłodnieje i 3.00 nad ranem, to też nie ma problemu. W pierwszej knajpce bliżej hotelu nie zdecydowaliśmy się na posiłek, ale zainteresowały nas ich śniadania i postanowiliśmy wrócić do nich jutro. Na kolację wybraliśmy restaurację meksykańską. Meksykańskie potrawy, meksykańska muzyka jak i również obsługa. Agata z Pawłem wybrali burito, a mi wpadła w oko zupa, taką jadłem w Meksyku i bardzo mi smakowała - ta zresztą też:):)
Potem jeszcze wyskok do sklepów. Kupiłem sobie maszynkę do golenie i postanowiłem zeżniwić moją brodę najszybciej jak się da. Nie wiedziałem jeszcze wtedy, że nie będzie to aż tak szybko...