O godzinie 8.00 już staliśmy przed hotelem. Pięć minut później podjechał autokar z zabawnym kierowcą Johnem, który to był, tego dnia, jednocześnie naszym przewodnikiem. Johnowi buzia się nie zamykała. Jak nie mówił do nas, to choćby mówił do siebie.
Zaczął od Goooooood Morning Saaaaan Fraaaanciskooooo!!!
Opowiadał o wszystkim, zdawało się, ze zna tu każdego człowieka, każdy bar, każdy zakątek, zwyczaje ludzi a nawet kto kiedy wyprowadza pieski…
Obserwując Johna, myślałem sobie, że gość z takimi zdolnościami showmana powinien pracować w telewizji a co najmniej w radio. Jego zdolności oratorskie aż trudno mi opisać – po prostu człowiek orkiestra. Zaznaczam, że cały czas prowadził autobus przez ruchliwe miejscami miasto i nic nie uchodziło jego uwadze. Opowiadając o historii miasta, tradycjach i codziennych zwyczajach, prowadził ze sobą dialogi na różne głosy, naśladując dzieci, zwierzęta, znanych aktorów i postacie z kreskówek. Oczywiście również pogwizdywał i na każdą okazję miał piosenkę. W pewnym momencie zanucił bardzo znany kawałek: “If you're going to San Francisco Be sure to wear some flowers in your hair…”
I tu nagle posypały się pachnące wiosną stokrotki w kierunku zaskoczonych turystów. John rzucał za siebie kwiaty, sugerując byśmy jak każe piosenka wpletli je sobie we włosy. Potrafił stworzyć taką atmosferę, że poczuliśmy się częścią przedstawienia, które on reżyserował i jednocześnie był głównym aktorem…
Spędziliśmy z Johnem około czterech godzin. Obwiózł nas dookoła San Francisco i przeciął miasto z nami wzdłuż i wszerz. Zobaczyliśmy wszystko co jest najbardziej charakterystyczne dla tego miasta. Troszkę dłuższy postój mieliśmy koło Golden Gate – najsłynniejszego mostu Californi.