Bujaliśmy się tym autobusem ponad półtora godziny. Na początku szło naprawdę nieźle, ale wjazd do Paryża o porze to masakra. Co chwilę zatrzymywanie, ulice zakorkowane. Docieramy do Paryża Porte Maillot o godzinie 19.40. Ale do hotelu jeszcze kawał drogi - co najmniej dwa razy metro, raz kolej i raz tramwaj. Podczas drogi dzwoniła Ludmiła, potem Grzegorz. pytali gdzie jesteśmy i prosili byśmy na nich poczekali w Porte Maillot. Powiedzieli:
- Poczekajcie, może coś wymyślimy.
Czekamy i obserwujemy taksówkarzy próbujących "upolować" turystów.
Dzwoni Grzegorz:
- Już was widzimy, ale podejdźcie z drugiej strony zajezdni, czekamy tu na was.
- Czemu z drugiej strony? - zapytałem zdziwiony, bo przecież tu było gdzie się zatrzymać.
- Tak będzie lepiej, bo jak taksówkarze nas zobaczą to dostana szału - odpowiedział Grześ.
Hm, czemu dostaną szału? Na to pytanie nie umiałem sobie odpowiedzieć.
Przeszliśmy w ciemną część zajezdni, gdzie przy ulicy czekali Grzegorz i Ludmiła.
- Mamy dwa samochody, jakoś się wciśniemy i was podwieziemy do hotelu - powiedział Grzegorz.
Teraz zrozumiałem, dlaczego taksówkarze mogliby dostać szału. Nas było dziesięcioro plus Grzegorz i Ludmiła to dwunastka, taksówkarze mieliby patrzeć jak niezgodnie z prawem do dwóch aut pakują się ich potencjalni klienci...:)
Bagaży mieliśmy nie za wiele, więc spokojnie zmieściły się w bagażnikach.
Do pierwszego auta (Punto) prowadzonego przez Grzesia z przodu wsiadł Mateusz a z tyłu Ewa, Paweł, Marcin i Weronika (leżała na ich kolanach). W BMW ja wsiadłem za kierownicę, obok Ludmiła a z tyłu Pasiak z Anią i Dominika z Sandrą.
Wolno posuwaliśmy się przez mocno o tej porze "nabite" ulice Paryża. (Tu trzeba dodać, że do naszego hotelu było ponad 15 km przez środek miasta.) Czasem zaskakiwały mnie pędzące auta z prawej strony. Zasada pierwszeństwa z prawej strony jest tu bezwzględna i trochę mi przeszkadza przyzwyczajenie, że z pomniejszych dróg dołączających z prawej u nas kierowcy często mają znak: droga z pierwszeństwem, ustąp lub stop...
Dojechaliśmy. Grzegorz wszedł jeszcze z nami do hotelu po czym serdecznie mu podziękowaliśmy i pożegnaliśmy się, umówiliśmy się, że się jeszcze spotkamy podczas tego wyjazdu.
Pokoje mieliśmy całkiem "wypasione". Ewa z Mateuszem wylosowali dwuosobowy na drugim piętrze, obok trójkę ja z córkami, a na trzecim piętrze w piątce rozlokowali się Paweł Weronika, Ania z Pasiakiem i Marcin. Oj wielki mają ten pokój! Uzgodniliśmy, ze to będzie pokój imprezowy.:)
Przed snem jeszcze spacer po dzielnicy. Odwiedziliśmy kilka sklepów by zapoznać się z cenami. Sklepy czynne były do godziny 22.00. W ostatniej chwili wpadliśmy do jednego, w którym już zasuwano rolety.
Jedno co uderzyło nas pierwszego dnia, to wyraźna przewaga czarnoskórych. Przewaga? Chyba nie zobaczyliśmy o tej porze ani jednego białego. Mateusz zaczął się zastanawiać czy jesteśmy w Paryżu?
.................................................................
Wieczór w "pokoju imprezowym" kończy się degustacją napojów owocowych (których nie spotkały w Polsce) przez Dominikę i Sandrę. Panowie degustują tutejsze napoje chmielowe a panie wina. Wszystko oczywiście w przyzwoitej normie podczas snucia planów na jutro.
A jutro? Plan jest taki:
*Wyspa Lle de la Cite i katedra Notre Dame
* Rondo Charles`a de Gaulle`a i łuk triumfalny
* Wieża Eiffla
* Szklana dzielnica La Defence i szklany łuk triumfalny
Tyle plany a jutro zobaczymy jak wyjdzie.