Kierowca zgodził się nas zawieźć za 18 JD. Jedzie i jedzie a ja powoli łapię się za głowę. Na mapie nie wyglądało to aż tak źle. Centrum Akaby już dawno za nami, jeden port, drugi port, pod górę i z góry, coraz mniej domów... Ups, jednak daleko. Gdy dojeżdżamy a on próbuje mi wydać resztę, postanawiam mu ją zostawić z czego się bardzo cieszy.
Po wyjściu z taxi czujemy przeszywający wiatr od morza, na szczęście nie jest aż tak zimny. W drodze do recepcji przechodzimy pod wiatą, gdzie pali się ognisko o kształcie sporego prostokąta. Ludzie siedzący przy nim witają nas i zapraszają byśmy usiedli. Wolimy najpierw dostać pokój, rozpakować się i może potem...
Właścicielka hotelu i bazy nurkowej - Corina - jest Austriaczką, ale od wielu lat mieszka w Jordanii. Prowadzi nas do stolików, proponuje kawę, którą przygotowują uśmiechnięci Filipińczycy. Wypełniamy dokumenty popijając kawę, potem kolacja i do pokoju. Jest łazienka, wielkie łoże, telewizor, lodówka, czysto i schludnie... Jest ok.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Drinki z colą zrobione z "prezentu" Ani smakują nam przy ognisku wybornie. Spotykamy tu czwórkę Polaków, Szweda, Anglika i naszego jutrzejszego kierowcę Kaleda, który ma nas zawieźć do skalnego miasta - Petry ioraz na pustynię Wadi Rum. Poznajemy się, rozmawiamy a Corina w między czasie przygotowuje nam ceny wszystkich biletów wstępu na jutro.
Tak, przy ognisku fajnie się siedzi, ale z każda chwilą, coraz bardziej czujemy zmęczenie a jutro musimy raniutko wstać, bo do Petry mamy sporo drogi a jeszcze Wadi Rum... Przed odejściem Kaled usiłuje nam zrobić zdjęcie Beaty aparatem, ale szału nie ma:)
Tak, starczy wrażeń na dziś. Idziemy spać, oczy się sa me zamykają. Dobranoc