Cóż było robić? Wypiliśmy kawę i wróciliśmy do pokoju. Za czterdzieści minut, wróciliśmy już z bagażami. W jadalni było sporo ludzi. Zjedliśmy śniadanie i zrobiliśmy sobie zdjęcie.
A na jednym uwieczniłem moją opaleniznę, którą nabyłem na wczorajszej wycieczce konnej.
Na zewnątrz było chłodno. Przejechaliśmy ponad 50 mil, minęliśmy miasto Flagstaff i zaczęło się robić coraz zimniej. Za oknem samochodu zobaczyłem zamarznięte jezioro. Spojrzałem na termometr – było około –1. No, no… Tak nisko jeszcze nie było podczas naszej podróży. Ale tu tak szybko się to zmienia, że nie nadążam…
Przejechaliśmy jeszcze kilka mil i droga wyraźnie zaczęła opadać w dół. A temperatura pędziła w błyskawicznym tempie w górę. Po chwili, było już ponad +10 stopni C. A to wszystko stało się w odstępie 10-15 minut. Jeszcze kilkadziesiąt mil i dotrzemy do miasta Seligman i do słynnej drogi „ROAD 66”, gdzie się oddziela od naszej 40 i prowadzi starym szlakiem. Od tego miejsca mamy zamiar już nie opuszczać tego historycznego traktu (części jego które zostały) aż do Miasta Aniołów - Los Angeles.