Przestały działać wszystkie stacje radiowe, nie było łączności komórkowej - czyli odcięci od świata - a byliśmy w USA w Californi. Jeśli ktoś myśli, że Amerykanie mogą z każdego miejsca swojego kraju rozmawiać przez komórkę, to grubo się myli. Podczas naszej jeszcze niedługiej trasy, takich miejsc bez zasięgu telefonicznego jest masa i ciągną się długimi kilometrami a czasem setkami kilometrów...
Dolina płaska i sucha, w niektórych miejscach usłana piaszczystymi wydmami. Powoli jednak widok wydm znikał a wokół mijaliśmy nieprzyjazną usłaną drobnym i większym kamieniem powierzchnie doliny. W dali świeciły się wielki połacie wyglądające niczym rozlewiska wodne, czasem jak wielkie pola zaśnieżonego terenu. Często w słońcu zdawało się że widzimy pomarszczoną wiatrem taflę wody... Współczuję komuś, kto przemierzałby dolinę od kilku dni bez wody i rozpędził się by wypluskać się w takim jeziorku, bo mógłby utonąć... Ale we własnych łzach rozpaczy...
To niestety taki rodzaj twardego zasolonego gruntu z bliska przypominający jakiś rodzaj solnej glinki. A w słońcu mieniący się i falujący i do złudzenia przypominający rozlewisko wodne. Nawet ludzie, których widzieliśmy jak stali daleko na tym gruncie, wydawali się zamoczeni po kostki w wodzie...
A my jechaliśmy godzinami wpatrzeni w zmieniające się układy skał. Z prawej strony, daleko pasmo górskie, z lewej również pasmo górskie, tylko że bardzo blisko, czasem wiliśmy się pomiędzy jego wzgórzami. W miejscach ciekawszych formacji skalnych, robiliśmy przystanki na zdjęcia, spacer...
A pomyśleć, ze kiedyś, przed tysiącami lat tu były polodowcowe jeziora - jeziora w których zasolenie było kilkakrotnie większe niż w oceanie... Klimat się ocieplał a po jeziorach została tylko fatamorgana i białe połacie zasolonego twardego gruntu...:)
I jeszcze jedno!!! Został tu i żyje jeszcze, jeden rodzaj maleńkiej rybki, która potrafi żyć w wysokiej temperaturze i w strasznie zasolonych drobnych bajorkach wodnych...
A jak to było z tą nazwą doliny???
.........................................
Otóż dawno temu, w roku 1849 w Ameryce panowała gorączka złota. I niektórzy to złoto faktycznie mieli i czasem trzeba było je przetransportować. Tymi to właśnie terenami jechała kilkudziesięcioosobowa grupa ludzi i wieźli taki transport złota. Ktoś wpadł na pomysł, że przez tą dolinę, to będzie naprawdę spory skrót. I ruszyli...
Tylko, że skrót nie okazał się najlepszy, bo grunt to kamienisty i ciężki do przebycia, brak wody i wycieńczenie spowodowały straty w ludzichna na -49... Gdy wreszcie ci co przeżyli opuszczali dolinę, to jeden z nich się odwrócił i powiedział: BYE DEATH VALLEY!!! Od tego to czasu, niechlubna nazwa przypisana została temu niegościnnemu miejscu.
...........................................
Dolina Śmierci jest długa na 225km a szeroka od 8 do 25 km. Miejsce to leży w depresji i znajduje się tu najniżej położony punkt poniżej poziomu morza w Ameryce Północnej (Bad Water-86m). Nie zatrzymaliśmy się już koło tego miejsca, tylko pojechaliśmy w kierunku Las Vegas. W baku powoli robiło się sucho, a o stacji paliw, to na tym terenie można tylko pomarzyć...