Na dworcu w Garges Sarcelles zaopatrzyliśmy się w bilety jednodniowe po 11,20 i pojechaliśmy naszym pociągiem linii "D", potem jeszcze dwa przystanki metrem "4" i wyszliśmy na środku wyspy Ile de la Cite.
Patrząc na architekturę na wyspie czuje się tu piętno stuleci. Jednak ta wysepka pamięta trochę więcej:). Od IV wieku przed naszą erą wyspę zamieszkiwało galijskie plemię Paryzjów. Zostali pobici przez Rzymian, ale nazwa miasta po nich została...
Aparaty poszły w ruch. Obeszliśmy wyspę dookoła, mijając wszystkie 8 mostów łączących ją z lądem i oczywiście ten dziewiąty łączący Ile de la Cite z wyspą św. Ludwika.
Najwięcej czasu poświęciliśmy na Katedrę Notre Dame. Tu na dziedzińcu znajduje się punkt zerowy, skąd mierzy się wszystkie odległości od Paryża.
Najpierw robiliśmy zdjęcia przed katedrą. Każdy chciał zdjęcie, więc położyłem plecak i "klikałem". Po sesji zdjęciowe udaliśmy się do katedry. Sporo ludzi, to i się pogubiliśmy... Ja w zadumie obchodziłem katedrę dookoła. Jakoś nikogo z naszych nie spotkałem, potem jeszcze raz. Nikogo nie było. Wyszedłem na zewnątrz i od razu zobaczyłem Pawła z Marcinem. Podchodząc pomyślałem, że może zjem kanapkę...
ALE... !?!?!?! Gdzie mój plecak?!
Zrobiło mi się gorąco. Już raz go zapomniałem, jadąc do Izraela, ale to było w domu, a tu to już nie są żarty. Szybkie przeszukanie pamięci. Ostatnia informacja o plecaku: robienie zdjęć i plecak postawiony pod murkiem...
Ruszyłem biegiem w to miejsce. Paweł i Marcin mnie wyprzedzili. Dobiegliśmy. Rozglądaliśmy się we wszystkich kierunkach, szukając choć skrawka znajomego zielonkawego koloru. Bezskutecznie.
W plecaku był laptop, rejestrator, sporo innych duperel i co najważniejsze - dokumenty moje i moich córek!
Paweł wrócił przed katedrę, a Marcin do środka szukać naszej grupy, bo może ktoś z nich wziął plecak. Jednak ja za bardzo w to nie wierzyłem. Chodziłem po placu i rozglądałem się. Pełno ludzi. Sytuacja zdawała się beznadziejna. To przecież niemożliwe bym go znalazł w miejscu gdzie pełno informacji, by uważać na złodziei...