Eh, aż głupio mi o tym pisać, sprawa dotyczyła bezpośrednio mnie i choć płakaliśmy ze śmiechu, to ja przez chwilę miałem mieszane uczucia…:)
Wjeżdżaliśmy na "naszą" 66-stkę, gdy zauważyliśmy śliczną tarczę na drodze z napisem ROAD 66. No nie… W takim miejscu nie zrobić zdjęcia??? Zatrzymaliśmy samochód i wychodzimy.
Do zdjęcia? No to biorę nowy kapelusz, jakże by inaczej… Agata już czekała z aparatem a Paweł jak to Paweł, każde miejsce musi obsikać i już stał z drugiej strony jezdni i wpatrzony w dal z widoczną ulgą oddawał mocz…
Wyszedłem z samochodu, wbiłem mocno kapelusz na głowę bo był spory wiatr, a nie chciało mi się biegać po prerii za kapeluszem. A taka myśl mi przeleciała przez głowę, ale ją odgoniłem…
Wychodzę, zrobiłem dwa kroki i… No nie!!!
Wiatr porwał mój kapelusz i leciał przez jezdnię w stronę Pawła, ale z lewej strony.
- Tylko nie w siuśki – zaśmiała się Agata
Kapelusz zatrzymał się na środku jezdni, ale zanim podbiegłem, wiatr go poderwał i szybko zaczął z nim uciekać.
- Paweł, tylko nie obsikaj mi kapelusza – wrzasnąłem
Kapelusz pędził na lewą stronę sikającego, więc krzyknąłem raczej pro forma, ale że widziałem jak Paweł walczy ze swoim strumieniem moczu, którym targał wiatr, to miałem pewne uwagi, że nie zapanuje…
- Nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee!!! – wrzasnąłem przerażony – Paweł Stoop!
Następny powiew wiatru skierował mój nowiuteńki kapelusz prosto między nogi Pawła. Ten w panice zatrzymał proces oddawania moczu, ale z przerażeniem, w zwolnionym tempie widziałem jak jedna zabłąkana kropla moczu pada no „moją dumę”.
- Ty świnio – krzyknąłem i wymierzyłem kopniaka w Pawła dupsko, ale zrobił piruecik z unikiem niczym baletnica.
Wszyscy rechotaliśmy jak ogłupiali. Spojrzałem w kierunku kapelusza. Teraz leżał kilka kroków dalej jak zabetonowany i choć wiatr dalej wiał, on ani drgnął. Eh, życie… Podszedłem do niego. Na środku widniał ślad po fatalnej kropli. W moich oczach pewnie wyglądała jeszcze większa niż w rzeczywistości.
- Dobrze, że nie do środka – powiedział Paweł śmiejąc się cały czas.
- Jasne, że dobrze, że nie do środka – pomyślałem – jeszcze tego by brakowało.
Może nieco mnie to pocieszało, ale nie za wiele. Wrzuciłem kapelusz na tylne siedzenie.
- Nie będzie zdjęcia w kapeluszu – pomyślałem.
A Paweł??? Jak to Paweł, rozstawił szeroko nogi i wpatrzony w bezkresną dal, kończył to co mu przerwałem.
Zdjęcia jednak w tym miejscu zrobiliśmy i ocierając łzy z rozbawienia, wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy na podbój Road 66.
- Zawsze nam się coś rano przydarzy, nie? – Powiedziała Agata.
- Taaa, zwłaszcza przy moim sikaniu – dorzucił Paweł.
- Paweł ma zakaz sikania – skomentowałem krótko.
- Nie, to wy nie wychodzicie z samochodu zanim ja skończę – wymyślił winowajca dzisiejszego zajścia.
Nic nie opowiedziałem… Hmmm... Trzeba wymyśleć jakąś karę…