Wjechaliśmy na Road 66. W miasteczku Saligman, sklepiki, motel i inne z symbolami 66. Droga jest prosta, wokół sporo niziutkiej roślinności i rozsianych krzaków. Zaczynamy rozmawiać o tym co możemy spotkać na tej drodze.
- A może tak zrobimy sobie jeden nocleg w opuszczonym miasteczku – rzucam hasło.
- Nie, na pewno nie! – zaoponowała Agata
- Ej, tak – zachęcił się Paweł
- Nie! Ja nie będę spała! – powtórzyła Agata
- Ok. Głosujemy – powiedział Paweł i równo podnieśliśmy ręce.
- No, niestety Agata, od trzech osób zaczyna się demokracja, przegłosowaliśmy cię – powiedziałem ze śmiechem.
- Ja nie będę spała, najwyżej was zostawię i sobie pojadę – postraszyła nas.
- Ona się boi, po oglądała film „Teksańska masakra” – podpowiedział Paweł.
- Ej! No co ty? To był tylko film – wtrąciłem
- Tak, ale był na faktach autentycznych – oponowała Agata – a teraz, jeśli żyje jego wnuk (mordercy z filmu), to pewnie ma to w genach.
- No coś ty, jeśli nawet to było to wiele lat temu – śmiałem się dalej.
- Nie, nie… Ja znam to. Tu są takie małe społeczności, oni wszyscy się znają, poćwiartują cię, zabiorą samochód i nikt nawet nie będzie wiedział – mówiła całkiem serio i widać było, że w to wierzy.
Buchnęliśmy śmiechem z Pawłem, bo nieźle się bawiliśmy, ale Agata miała oczy jak stare pięć złotych z rybakiem – znaczy takie duże i przestraszone. Fakt jest taki, że kiedyś doszło do takiej masakry na tej drodze, ale w zupełnie innym rejonie USA i bardzo dawno temu. Cóż, wariaci i psychopaci trafiają się wszędzie…
Paweł zatrzymał się na siusiu. Rozmawiamy z Agatą i nagle… Ught!!!!! Coś warknęło i walnęło w szybę. Agata podskoczyła pod sufit, a i mi serce dołożyło z dwa bicia. To Paweł, chciał podkręcić atmosferę i łupnął w samochód.
- Zabiję go! – powiedziała wzburzona Agata
- Hahahaha – Do samochodu wsiadł rozbawiony Paweł
Ciągneliśmy jeszcze chwilę temat, potem zamilkliśmy, a ja w tym czasie zacząłem notować…